Rozpoczęcie bloga - 8 czerwca 2012
Zakończenie bloga - 17 marca 2013

Prolog

 He deals the cards as a meditation
And those he plays never suspect
He doesn't play for the money he wins
He doesn't play for respect
He deals the cards to find the answer
The sacred geometry of chance
The hidden law of probable outcome
The numbers lead a dance

I know that the spades are the swords of a soldier

I know that the clubs are weapons of war
I know that diamonds mean money for this art
But that's not the shape of my heart


~*~
Zdmuchnęła świece, a odblask płomieni, który jeszcze sekundę temu widziałem w jej wystraszonych oczach, nagle zgasł. Po ciemku odnalazła moje dłonie i wtuliła w nie swoje piąstki, jak gdyby bała się, że odejdę i zostawię ją samą. Usiadła na moich kolanach, trzęsąc się i przyciskając swoje ciało do mojego.

Mrok tamtejszej nocy był nieprzenikniony. Nieba nie oświetlał chłód księżycowej łuny, zaś fale biły o skały jak o bębny, ciągnące się kilometrami wzdłuż linii brzegowej. Ja napawałem się jej bliskością, marząc o tym, aby wyjawiła mi, co ją trapi. Aby wreszcie wyjawiła wszystkie swoje tajemnice, których nie pozwoliła zgłębić przez te wszystkie dni spędzone razem.

- Twoja skóra jest taka zimna... - wyszeptałem z niepokojem. Wstrzymała oddech i wpiła paznokcie w skórę mojego nadgarstka.

- W tym świecie wszystko jest zimne - wydusiła, szczękając zębami. Po moim karku wspiął się dreszcz, boleśnie go szczypiąc niczym skorpion. Jęknąłem pod wpływem ucisku i gorącego palenia, rozprzestrzeniającego się od tyłu głowy aż po łopatki. Mimowolnie dotknąłem bolącego miejsca palcami i syknąłem. Na opuszkach palców, kiedy dosięgłem karku, poczułem lepką ciecz. A później w gabinecie rozpyliła się metaliczna woń krwi. 

Dziewczyna zsunęła się z moich kolan bezwładnie. W półmroku dojrzałem jej jasne włosy, rozsypane wokół głowy jak świetlisty owal. Prędko dopadło mnie przerażenie, a strach przesłonił mi widok czarną zasłoną. Odetchnąłem głęboko, odganiając pomrokę sprzed oczu. Ignorując własną rozległą ranę na karku, która pojawiła się nie wiadomo skąd, porwałem z biurka kluczyki do samochodu, zwalając przy okazji niedziałającą lampę, papiery i popielniczkę. Wszystkie rzeczy wylądowały z głuchym łomotem na drewnianej podłodze.

Dźwignąłem na ręce nieprzytomną dziewczynę i wybiegłem z pomieszczenia. Nie rozumiałem nic z wydarzeń z ostatnich kilku minut. Nic. Jej ciało, które wydawało się lekkie i eteryczne, ciążyło w moich ramionach jak głaz Syzyfa.

To ciężar grzechów, które popełniłam. I tych, których dopuścili się inni wobec mnie.

Usłyszałem w swojej głowie tę myśl wypowiedzianą jej głosem. Dziwnie opadałem z sił i wydawało mi się, że przede mną za moment będą roztaczać się iluzje. Z trudem dotarłem do samochodu, przemoczony do suchej nitki w przeciągu dwóch sekund pobytu na zewnątrz. Delikatnie usadziłem dziewczynę na siedzeniu z tyłu, a sam wtoczyłem się na miejsce kierowcy. 

Zdawało mi się, że moja ręka jest oddalona od głowy o setki kilometrów. Traciłem w niej czucie i ledwie zdołałem uruchomić silnik. Wiedziałem, że mogę spowodować wypadek, lecz nie mogłem pomóc jej sam. Działo się coś bardzo złego i z nią, i ze mną.

Wyjechałem na szosę, oświetlaną jednym reflektorem. Nie pamiętałem, dlaczego drugi nie działa. Słaba widoczność i deszcz dzieliły mnie o włos od katastrofy, choć znałem na pamięć drogę do wioski i mogłem trafić tam w kilka minut. Nerwowo zerkałem w lusterko, obserwując dziewczynę. Ogarniała mnie panika. 

Moje dłonie nerwowo drgały na kierownicy. 

- Mój ojciec nienawidzi mnie za moją chorobę.

- Dlaczego?

- Boi się, że już nigdy nie wybudzę się z nagłego ataku. 

I ja też się bałem. Zamrugałem szybko powiekami i ponownie spojrzałem w odbicie. Z czubka jej głowy łagodnym strumieniem spływała krew. Skąd...? Jak...? Oczy miała szeroko otwarte i wskazywała drżącym palcem na przednią szybę samochodu. A raczej na widok poza nią... Usłyszałem swój własny krzyk i zmusiłem się, aby wrócić spojrzeniem z powrotem na drogę.

Przed nami, nie wiadomo kiedy i skąd, wyrósł dorosły jeleń. Jego rozłożyste poroże błysnęło jak ostrze w świetle reflektora. Nacisnąłem klakson, lecz on stał nieruchomo, wpatrując się w nadjeżdżającą śmierć ciemnymi ślepiami. Wtedy ujrzałem wnyki zaciśnięte na tylnej, zakrwawionej racicy zwierzęcia. Jakim sposobem zdołał przebyć tak długą drogę z głębi lasu?

Niewiele myśląc, skręciłem gwałtownie i wcisnąłem rozpaczliwie hamulec. Miałem wrażenie, że auto okręciło się wokół własnej osi, a następnie wylądowało w drzewach... Poczułem silne szarpnięcie, wyrywające moje ciało z opiekuńczych objęć pasa. Rozbiłem głową szybę i przeturlałem się po masce samochodu, aby na końcu uderzyć tyłem głowy o pień. Zanim straciłem świadomość, ona wydostała się z pojazdu i uklękła obok mnie, dotykając zimną dłonią mojego policzka.

- Teraz pokażę ci wszystko.

Świat zawirował. Prawda dochodziła do mnie z każdej strony, nieubłaganie. Wszystko zacząłem pojmować, a ostatnie, co zapamiętałem, to widok jej smutnych, ciemnoniebieskich oczu, pochmurnych i zatroskanych.


~*~

Tajemniczo. Wiem, że nic nie zrozumiecie z prologu, lecz tak właśnie zaczynam swoją opowieść znad duńskiego brzegu Morza Północnego. Rozdziały będą publikowane co tydzień, półtora tygodnia. Pozdrawiam!