Rozpoczęcie bloga - 8 czerwca 2012
Zakończenie bloga - 17 marca 2013

Epilog


Wreszcie poczułem, jak to jest być umarłym. Odebrałem sobie życie, tym samym popełniając grzech przeciwko rasy ludzkiej, krzywdząc rodzinę, przyjaciół oraz odbiorców moich dzieł. Ale wszystko straciło znaczenie, kiedy zostałem przepuszczony przez ciepłe, wszechogarniające światło. Lekko zawahałem się przy przestępowaniu jasności, lecz nie było już odwrotu.

Zrozumiałem, co przeżył ojciec, Signe oraz wszyscy ci, którzy opuścili ziemię lub czyściec. To jak doznanie prawdziwego szczęścia, połączone z odpoczynkiem w czystej, miękkiej pościeli.

Po przejściu niebiańskiej bramy usłyszałem spokojny szum morza. Pod podeszwami stóp miałem drobny, nagrzany słońcem piach. Wystarczył jeden rzut okiem na rozpościerający się widok. W oddali majaczyła piękna, odnowiona latarnia morska, a skalistą część wybrzeża zajmowały leniwe mewy, kręcące małymi łebkami we wszystkie strony.

Skierowałem spojrzenie na znajomą ścieżkę, a później lekkie wzgórze…

Domek był jeszcze piękniejszy, niż bym się spodziewał. W oknach wisiały śnieżnobiałe firany, a różnorodne kwiaty obwodziły cały budynek. Ruszyłem pewnym krokiem ku werandzie, ostatni kawałek dystansu pokonując biegiem.

Miałem wrażenie, że moje serce znów zabiło, gdy ujrzałem siedzącą na schodkach Elise. Przez moment wpatrywaliśmy się w siebie, niepewni i jednocześnie uradowani ponownym spotkaniem.

Ona, która zmieniła całe życie pewnego duńskiego pisarza…

W ciemnoniebieskich oczach błysnęły łzy. Dziewczyna zerwała się z miejsca, a ja ledwo zdążyłem wyciągnąć ramiona. Spodziewałem się, że trafię na pustą przestrzeń, w końcu oboje byliśmy duchami. Jakże głęboki przeżyłem szok, kiedy prawdziwie doznałem dotyku Elise. Nieco innego, bardziej ulotnego, ale jednak mogliśmy nacieszyć się fizycznością…

Wokół nas rozbłysła złota aura. Aura anioła…

Ciepłymi dłońmi wodziliśmy po swoich twarzach, ramionach i plecach. Łaknąłem pocałunków oraz pieszczot, a skoro Bóg zgodził się, byśmy zostali razem w tej wieczności…

– Czekałam na ciebie – wyszeptała Elise, drżąc delikatnie. – Przykro mi…

Otarłem kciukami jej zarumienione policzki.

– Nie czuj się winna. Od samego przebudzenia pragnąłem tylko jednego. Przytulić cię i nigdy nie wypuszczać z objęć. – Uśmiechnąłem się. – Wiem, że mi wybaczą – powiedziałem, myśląc o mamie, Norze oraz siostrzenicy. – Zawsze będę nad nimi czuwać, a kiedyś… - urwałem, czując niemiły ucisk w gardle.

– Kiedyś wyjdziesz im na powitanie – dokończyła posmutniała Elise.

Skinąłem głową.

– Jesteś piękna i promienna. – Złożyłem na ustach blondynki pocałunek.

– A ty przystojny i wspaniały – zaśmiała się perliście. – Chodźmy już do domu, akurat upiekłam coś specjalnego. – Pociągnęła mnie za rękę.

– Upiekłaś? – zapytałem, zbity z pantałyku.

– Tak. Żółw zapowiedział wizytę. Ucieszy się, gdy cię zobaczy. On również tęsknił za tobą. Nie tylko on… Podobno twój tato wpadnie za jakiś czas na partię szachów. Zobaczysz, będzie miło…

Nie słuchałem już ukochanej, ogłuszony prawdziwym szczęściem.

Chyba nie chciałbym wracać na dół.

Nie, skoro znalazłem się w prawdziwym raju. I miałem nieskończoną ilość czasu na to, aby się nim nasycić.

~*~